W tym roku szkolnym postanowiłam nauczyć się sztuki tworzenia witrażu. Niespecjalnie lubię takie roboty techniczne i mam niejaki opór przed używaniem młotka i gwoździ. Chociaż, gdy kiedyś kupilismy z rodziną meble do składania i okazało się, że trzeba to zrobić samemu to potrafiłam złożyć całą meblościankę, poprzykręcać zawiasy i klamki i wszystko złozyć do kupy. Gdy zaczęłam robić biżuterię, z poczatku przeraziło mnie, że trzeba nauczyć się poslugiwać narzędziami, drutami, klejem itp. Niemniej jednak szybko opanowałam tę sztukę, szczególnie że mam spore zdolności manualne. Nawet spodobało mi się łączenie drucików, kółeczek i posługiwanie się klejem. Co do witrażu to zawsze uważałam, że to nie dla mnie bo trzeba ciąć szkło, może się skaleczyć, używać jakichś palników gdzie można się oparzyć. I w ogóle trudne i niebezpieczne. Ale mam niestety, a może stety, skłonność do skakania z kwiatka na kwiatek i uczenia się ciągle nowych technik. Dlatego postanowiłam zgłębić coś nowego.

witrażTo jest taki sobie aniołek, którego zrobiłam na zajęciach próbnych z tworzenia biżuterii metodą witrażu. Pierwszy raz miałam w ręku nóż do cięcia szkła i lutownicę. Wyszło tak sobie. Ale trochę mi się spodobało i stwierdziłam, że posługiwanie się takimi narzędziami nie jest takie trudne. Nie wiem jak to możliwe ale ani razu się nie skaleczylam, nawet przy szlifowaniu, gdzie naciska się dość mocno.

Zapisalam się na kurs witrażu, żeby opanować tę sztukę. Może się kiedyś przyda. Pewnie nie powinnam pisać na blogu, że czegoś nie umiem i się dopiero uczę. Pewien znajomy zarzucił mi, że to dyletantyzm i nieprofesjonalizm. W sumie powinnam nakłamać, że jestem witrazystką z wielkim stażem. Nie jestem póki co. No przecież, jak napiszesz jawnie na blogu, że czegoś się dopiero uczysz to nikt od ciebie nic nie kupi bo kto by kupił od osoby początkującej. Ale czasy są takie, że sztuki nikt nie kupuje i nawet Leonardo da Vinci miałby pewnie problemy. Większość wielkich mistrzów też sprzedwała dopiero po swojej śmierci i guzik z tego mieli za zycia. Co do sprzedawania – bryndza. Ale można sie bawić dla przyjemności. Najgorszy problem, gdzie to wszystko trzymać, bo piwnicę mam wilgotną, gdzie niektóre rzeczy butwieją. Ale co mam się przejmować, najciekawszy jest proces twórcy, resztę można olać. To tyle moich żalów na temat współczesnego podejścia do sztuki.

Wracając do witrażu, nie jest taki trudny. Chyba najtrudniejsze jest zrobienie projektu, bo szkło ma swoje prawa nie do podważenia. Pierwszym zadaniem na kursie było zaprojektowanie tematy z linii prostych. To są moje pierwsze prace, jeszcze nie ukończone.

DSC_0002Abstrakcja geometryczna. Zdjęcie cyknięte komórką trochę nie wyszło. Witraż jest prawie skończony. Pozostało jeszcze dorobić ramkę i zdecydować gdzie będą zawieszki bo ten witraż może wisieć różnie. Nie jest to mój projekt. Ktoś tym razem zrobił to za mnie bo na początku nie mogłam sobie z tym poradzić. Jest to troche inne myślenie.

DSC_0010

Ten projekt już zorobilam sama – takie pole i polne kwiaty czy zboża, w dali linia horyzontu i drzewa, wszystko w liniach prostych.Taki swojski, wiejski krajobraz rodem z mazowieckich pól. Wyszło fajnie.

Szkiełka pocięłam i martwię się jak ja to złożę do kupy bo nic nie pasuje. Narobiłam zadziorów, pocięłam o milimetr za dużo i nic mi nie pasuje. Teraz trzeba każdy kawałek szkła oszlifować do wlaściwego rozmiaru, a to zajęcie nudne. Przy którymś kawałku już w duchu chcialam rzucić to w diabły. Łączenie przy pomocy lutownicy wcale nie jest trudne i pierwszy witraż wyszedł i calkiem ladnie. Linie są równe i ładne. Ale nie wiem jak ja zdzierżę to szlifowanie. Nudziarstwo. Kiedy ja zobaczę ten witraż gotowy, to nie wiem.

 

DSC_0009

DSC_0013 DSC_0016

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *